środa, 5 kwietnia 2017

Prologue

Brak komentarzy:
Siedziałem na długiej skórzanej kanapie nie mogąc uwierzyć własnym uszom.  Scott przesadził. Jak mógł mi coś takiego zaproponować.... Czasami miałem wrażenie, iż jestem tylko marionetką w jego dłoniach lecz zaraz po tym przypominam sobie ile zawdzięczam temu człowiekowi. Gdyby nie on już pewnie dawno leżałbym martwy w jakimś przydrożnym rowie. Był przy mnie gdy cała moja rodzina się ode mnie odwróciła, wyciągnął mnie z wielkiego gówna a ja wciąż robiłem wszytko na przekór.
- Ed, ta dziewczyna jest gwiazdą na międzynarodową skalę a co najważniejsze zgodziła się na współprace z Tobą - odparł podpisując jakieś dokumenty
- Nie jestem zainteresowany - odburknąłem coraz bardziej zdenerwowany. chciałem aby w końcu odpuścił i dał mi święty spokój.
- Wiesz co mam dość. Zrobisz jak zechcesz ale mam prośbę, zastanów się jeszcze nad tym - po tych słowach obrócił się na pięcie aby po chwili zniknąć za masywnymi drzwiami. . Odetchnąłem z ulgą. Szczerze to zaczynał powoli działać mi na nerwy. Z bocznej kieszeni kurtki wyciągnąłem paczkę białych Marlboro. Drżącymi rękoma odpaliłem papierosa a po chwili dym tytoniowy wypełnił moje płuca. Przymknąłem powieki rozkoszując się wspaniałym uczuciem wolności. Nikt nie będzie mi mówił co mam robić ani tym bardziej z kim mam śpiewać. Porwałem plecak leżący pod małym stolikiem i wyszedłem ze studia. Letnie promienie słońca oświetliły moją twarz. Zgasiłem szluga a następnie skręciłem w lewo.
- Ed! EEEDDDD!!!! - Douglas złapał moje ramie - myślałem, że już cię nie złapie - wydyszał
- Gotowy ? - spytałem spoglądając w jego oczy - mam ochotę się ostro nawalić - dodałem po czym ruszyliśmy w tak dobrze znane nam miejsce.

***

- Ja pierdolę! Nie mogę uwierzyć, iż Scott chce cię zmusić do współpracy z Taylor Swift - krzyknął Poynter rozlewając drinka. Prawdę mówiąc był już nieźle wstawiony i na najlepszej drodze do przegrania kupy szmalu.
- Też tego pojąć nie mogę - westchnąłem wymieniając trzy karty, lecz szczęście również nie było po mojej stronie - ta dziewczyna to same kłopoty - warknąłem a krupier po raz kolejny rozłożył ręce, 
- Słyszałem, że jest zwykłą szmatą. Miała więcej facetów niż ja samochodów - wybełkotał o mało nie spadając z  krzesła. Złapałem go w ostatniej chwili choć sam się ledwo trzymałem na nogach. Gdyby Scott dowiedział się o naszym wypadzie byłby nieźle wkurwiony. Dokładnie rok temu obiecywałem, iż moja noga już nigdy więcej nie postanie w kasynie lecz jak wiadomo nałóg okazał się silniejszy. Brzydziłem się sobą lecz wiedziałem, że nie ma dla mnie ratunku. Byłem stracony i nic ani nikt nie mógł mnie ocalić.